Okej. Dzisiaj typowo motywacyjny post, bo ostatnio zdałam sobie sprawę z kilku ważnych rzeczy. Może akurat poprawię komuś humor? Mam nadzieję, haha.
Odkąd pamiętam to zawsze miałam bardzo mało przyjaciół. Nawet z perspektywy czasu bym powiedziała, że większość z nich nie była prawdziwa (jakieś 99%). W większości przypadkach się okazywało, że ludzie byli fałszywi w stosunku do mnie i znajomość się kończyła. Za każdym razem dochodziłam do wniosku, że dzieję się tak przez jakąś chorą zazdrość. Ale z drugiej strony też się trochę obwiniałam i zadawałam sobie pytania co może być ze mną nie tak, że ludzie zawsze mnie od siebie odpychają. Przez to wszystko traciłam zaufanie do kogokolwiek, stwierdziłam że ufać można tylko sobie samej i się totalnie zaczęłam dystansować. Teraz jakbym miała zliczyć przyjaciół to powiedziałabym, że mam może dwóch. Jeżeli rzeczywiście.
Na studiach w Anglii znowu doświadczyłam tej samej sytuacji. Ludzie z którymi się kumplowałam, powoli zaczynali mnie wykluczać z "klubu", okazywali się mega fałszywymi i nawet bezczelnie potrafili o mnie mówić, że jestem piątym kołem u wozu. Humanity? No, thanks.
No właśnie...
Przez to znowu zaczęły przewijać się przez moją głowę myśli, że czegoś najwidoczniej mi brakuje. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak rzadko jestem przez kogoś "akceptowana" i czułam się okropnie, że po prostu ludzie mnie odpychają i nie chcą się ze mną przyjaźnić. W niektórych sytuacjach nawet próbowałam się "dopasować" do towarzystwa, ale w końcu stwierdziłam, że to nie ma totalnie sensu.
W końcu trafiłam na jakiś związek. I znowu.
Ktoś mnie zranił.
W sumie pewnie sama jestem sobie winna, przecież tak bardzo chciałam być w końcu przez kogoś zaakceptowana, no nie?
Znowu moja "zdolność ufania" ucierpiała i no za prędko to komukolwiek nie zaufam, ale to chyba dobrze.
Powyższe sytuacje nauczyły mnie bardzo dużo, chociaż nie należały do przyjemnych.
Wiadomo.
Każdy z nas chce jakiejś akceptacji i przynależności do jakiejś grupy, czy to mniejszej czy większej. Ale czy nie za bardzo uzależniamy od tego swoje samopoczucie? Czy nie za często czujemy się źle, bo ktoś nie chce się z nami spotkać albo nagle nie powie nam cześć na ulicy i nas zaczyna ignorować?
Moim zdaniem, odpowiedź brzmi: tak. Za często.
Ostatnio zaczęłam rozumieć, że nie każdy na kim mi zależy musi mnie akceptować. Nie powinnam uzależniać swojego szczęścia od jakichś innych ludzi, nie powinnam się dołować, bo ktoś nie wcisnął magicznego przycisku "akceptuj, możemy się kumplować".
Musimy się nauczyć jak możemy budować szczęście zaczynając od siebie samych. Doszłam do wniosku, że mi ogromne szczęście przynosi rozwijanie siebie samej. Jeżeli zaczniemy od siebie samych i jesteśmy szczęśliwi tylko ze sobą samym to czemu ktoś w końcu ma nas nie zaakceptować? Nie na
siłę, tylko takimi jakimi jesteśmy.
Warto jest się skupić na samym sobie i czerpać z tego energię. Nie mówię wcale, że mamy odpychać ludzi i totalnie się zamknąć i skupić się tylko na własnych rzeczach. Chodzi mi bardziej o to, żeby za bardzo nie polegać na innych, bo ludzie przychodzą i odchodzą. Raz jest fajnie, raz nie. I to jak się czujesz z rzeczami, które tylko ty robisz i jak się czujesz gdy jesteś sama na końcu dnia gdy nikogo nie ma wokół Ciebie jest jednak najważniejsze.
Ostatnio zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie i obiecałam sobie, że nie będę się tak bardzo przejmować otoczeniem. Będę robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność i nie ważne czy będę miała je robić z kimś czy sama.
Macie jakieś przemyślenia na ten temat? Zgadzacie się? 😊
Okay. Today, it’s gonna be a typical motivational post, because recently I realised a few really important things. Maybe I will make someone feel better? I hope so, haha.
Since I remember I always had only a few friends. Even though, I would say that most of them were not true friends (like 99% of them). In most cases, it turned out that people were so fake and because of that our relationships ended. Every time I came to the conclusion that things went like that because of some sick jealousy. But on the other hand, I also blamed and asked myself that maybe something is wrong with me because people always pushed me away. As a result, I just lost trust in everyone, decided that I could trust only myself and started to isolate myself. Now, I would say that I have maybe two friends. If so.
When I started studying in the UK, I experienced the same thing. People that I started spending time with, slowly kept excluding me from the “club”, turned out to be fake and even they could tell me that I was “ the third wheel”. Humanity? No, thanks.
Yeah…
Again, because of that, I started having thoughts that apparently I am not good enough and I lack something. I started to think why people accept me so rarely and I felt bad that I was pushed away and nobody wanted to be my friend. Sometimes, I even tried to “fit in”, but in the end, I decided that it didn’t make any sense.
Finally, I jumped into a relationship. And again.
Someone hurt me.
Maybe I should blame myself because I wanted to be finally accepted by someone, right?
Again, my ability to trust was harmed and I probably won’t trust anyone too fast, but it could be a good thing.
Above situations taught me a lot, although they weren’t nice to go through.
Obviously.
Everyone wants to have a little bit attention, be appreciated and be
accepted by someone and belong to smaller or bigger group of people. But don’t
we rely too much on others for happiness? Don’t we feel sad too often because
someone doesn’t want to meet us or someone doesn’t reply ‘hi’ on the street and
starts ignoring us?
I think, the answer is: yes. Too often.
Recently, I understood that not everyone I care about needs to accept me. I shouldn’t rely on others to be a happy person, I shouldn’t be sad, because someone didn’t press the button “accept, we can be friends”.
I think we should build happiness starting from ourselves. In my case, I noticed that my self-growth is one of the things that makes me really happy. If we start from ourselves and if we are happy with ourselves then why someone wouldn’t accept us one day? That wouldn’t be forced, but someone would accept us for who we are.
It is actually better to focus on yourself and draw energy from it too. I am not saying we should start pushing people away and totally close ourselves and focus only on our things. I mean more like we should stop relying on people too much because people come and go. One time is great, another is not. How you feel with only yourself and with things you do and how you feel when nobody else is around you is the most important thing.
Recently, I started thinking more positive and I promised myself that I wouldn’t worry about other people. I will do things that make me happy and it doesn’t matter if I do them with someone or on my own.
Do you have anything to say about it? Do you agree? 😊